Autor: Anna Brzezińska
Liczba stron: 840
ISBN: 978-83-08-06393-4
Data premiery: 14 września 2017
Książka już dostępna w przedsprzedaży
Najnowsza publikacja Anny Brzezińskiej tylko w pierwszym momencie może być dla czytelnia całkowitym zaskoczeniem. Książka historyczna? A dlaczegoż by nie? Autorka jest uznaną pisarką fantasy (trzykrotną laureatką Nagrody Zajdla), ale przecież jest także historyczką i mediewistką, a to oznacza, że posiada warsztat i wykształcenie potrzebne do przeniknięcia mroków przeszłości i jej zrekonstruowania. Bo przecież tym jest jej nowa książka: portretem epoki.
„Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach” – nie została napisana w sposób klasyczny. Nie jest typową książką historyczną, a tym bardziej kroniką, nie jest zbiorem esejów, ani tradycyjną powieścią. Różnorodność tematów, rozmach oraz zmienna (węższa lub szersza) perspektywa - również nie ułatwia jednoznacznej klasyfikacji. Projekt jest raczej wszystkim po trochu, mieszanką wymienionych gatunków: fabularyzowanym esejem historycznym.
Książka Brzezińskiej jest opowieścią o Jagiellonkach, ale autorka bynajmniej nie zamierzała skupiać się wyłącznie na ich życiorysach. Portrety królewien stały się raczej pretekstem i punktem wyjścia do przedstawienia znacznie szerszej problematyki. Można zatem lekturę potraktować jako dynastyczną biografię ostatnich Jagiellonów, kronikę złotego wieku Wawelu, ale można także spojrzeć jeszcze pod innym kątem. Córy Wawelu– to nie tylko królewny i damy z ich orszaku. To także rzesza kobiet z zupełnie innych kręgów, w przeróżny sposób powiązanych z dworem. Opracowanie stanowi rzetelną analizę ukazującą znaczenie i rolę kobiety w XVI-wiecznej Polsce.
Konstrukcja książki jest w pierwszej chwili dość zaskakująca, ponieważ historię poznajemy nie z perspektywy córek króla, lecz królewskiej karlicy – nieco egzotycznej mieszkanki Wawelu. Bohaterka jest postacią literacką, a jednocześnie osobą realną, ponieważ jej istnienie zostało odnotowane przez dworskie annały. Faktycznie była nie tylko ulubienicą i towarzyszką Jagiellonek, ale także piastunką i ochmistrzynią dzieci królewny Katarzyny. W kronikach została dobrze udokumentowana obecność i znaczenie osób jej pokroju - błazny i różnego rodzaju „odmieńcy” byli chętnie widziani i utrzymywani na dworach całej Europy. Historia dosyć łaskawie potraktowała i zapamiętała jednego z królewskich błaznów – Stańczyka (jego słowa przeszły do legendy). Anna Brzezińska przypomina kolejną postać związaną z królewską rodziną, cieszącą się szczególnymi przywilejami - karlicę Dosię. Poznajemy zatem historię z perspektywy kobiety, która z racji swego niskiego pochodzenia i ułomności – łatwo mogła trafić poza nawias społeczny i przepaść w mrokach ludzkiej niepamięci, a jednak stało się inaczej: kapryśny los związał ją na dobre i złe z wawelskim dworem.
Ukazanie historii z punktu widzenia królewskiej karlicy miało dla opracowania znaczenie kluczowe, ponieważ pozwoliło spojrzeć na związane z dworem kobiety należące do różnych kręgów społecznych. Królewny prowadziły życie sztywno podporządkowane etykiecie, natomiast obecność wszędobylskiej służki – pozwoliła pokazać dwór z szerszej perspektywy. Obserwujemy życie nie tylko na „wysokich pokojach” Wawelu, ale także w jego kuchniach, stajniach i na podzamczu, w bogatych krakowskich mieszczańskich kamienicach i obskurnych zamtuzach. Wawelskie mury dawały schronienie arystokratkom, ale także kobietom z ludu: służącym, akuszerkom i uzdrawiaczkom, a nawet wiedźmom. Zdarzało się tu zabłądzić kobietom z marginesu, ulicznicom i żebraczkom. Dosia stała się idealnym spoiwem, by ukazać siatkę tych przeróżnych powiązań.
Oś książki stanowią losy poszczególnych Jagiellonek. Cofamy się do czasów, gdy królewny bawiąc się w cieniu wawelskich arrasów nadawały lalkom imiona z rycerskich eposów i roiły o romantycznej miłości. Poznamy także ich mniej baśniową przyszłość, gdy z wolna pozbywały się marzeń i rozpoczynały służbę zgodną z ich przeznaczeniem. Królewny bowiem, jak wszystkie córy z monarszych i arystokratycznych rodów – od dziecka były przygotowywane do swojej politycznej roli. Nie urodziły się, by brylować na ojcowskich dworach, a po to, by wzmacniać sojusze, przypieczętowywać przymierza i przedłużać królewskie dynastie. Stanowiły część dyplomatycznej wymiany i gwarancję mającą zapewnić Europie pokój i stabilizację. Opuszczały rodziców, udawały się posłusznie na obce dwory i służyły zgodnie z wolą swojego rodu. Brzezińska dba o to, byśmy nie tylko poznali okoliczności związane z poszczególnymi małżeństwami, ale przede wszystkim, byśmy zrozumieli jakie obawy, emocje i przeżycia musiały towarzyszyć królewnom.
Poznajemy zatem role, jakie los przewidział dla córek Zygmunta Starego i królowej Bony. Brzezińska sprawiła, że przestajemy o Jagiellonkach myśleć w sposób zbiorczy. Dzięki książce – każda z nich zyskuje swoją własną tożsamość, bo przecież każda królewna była charakterystyczna, każdą los doświadczył inaczej, każdej życie napisało inny scenariusz. Jadwiga, Izabela, Zofia, Anna, Katarzyna – ich imiona wypełnią się treścią, a portrety pozostaną z nami na zawsze. Po lekturze będziemy doskonale orientować się - która z sióstr wyszła za mąż najświetniej, z którą wiązano największe ambicje, która była najzdolniejszą hafciarką, która ujmowała wdziękiem, a która przyczyniła się do rozwoju polskiej botaniki. Dowiemy się także jaką cenę zapłaciła każda z nich za swoją „uprzywilejowaną” pozycję. Przekonamy się wreszcie, że książka Brzezińskiej, która odsłania renesansowy europejski teatr władzy (bo przecież autorka pisząc o dworze polskim nie pozostawia go w pustce, ale cały czas dba o europejski kontekst) – jest w gruncie rzeczy barwną i wieloaspektową opowieścią o samotności.
Trzeba jeszcze wspomnieć o plastycznym i sugestywnym języku opracowania i o tym, że czytając książkę mamy wrażenie, że nie tylko narrator, ale całe otoczenie Wawelu (od arrasów, przez portrety, aż po mury zamku) snują nam swoją opowieść. Podczas lektury mamy okazję przejść się po królewskich komnatach, ale tym razem już nie towarzyszy nam chłodna muzealna i pomnikowa atmosfera. Autorka tchnęła w to miejsce życie. Uzmysławia nam, że Wawel – to nie tylko mury i eksponaty. Prawdziwy dwór był wielopiętrową, skomplikowaną i rozrośniętą machiną, którą tworzyli ludzie. Dwór – to jego mieszkańcy. Składał się z rozmaitych, zazębiających się kręgów: odrębnych dworów dla króla, królowej i królewskich dzieci, administracji, licznej służby dbającej o wygodę władcy, wreszcie z artystów, rzemieślników i fachowców (organizujących ceremonie, turnieje, stojących na straży przestrzegania etykiety). Cała ta armia ludzi była odpowiedzialna za otaczanie króla splendorem, by mógł olśnić gości i emisariuszy przybywających z innych krajów.
Anna Brzezińska zaskakuje czytelnika dociekliwością, koronkowością swoich rozważań i olśniewa rozmachem. Autorce udało się przedstawić pełne psychologicznej prawdy portrety członków rodziny monarszej - wniknąć w intymny świat osobistych przeżyć, a przecież jednocześnie oddać charakter epoki. Renesans to czas reformacji, rewolucji naukowej, złotej ery Jagiellonów, a zarazem dla tej dynastii - epoka zaciekłej rywalizacji z rodem Habsburgów na polityczno-matrymonialnej arenie. Brzezińska (która w pewnym sensie podąża tym samym tropem, co Cherezińska) – uzmysławia nam, że historia, którą poznajemy w sposób tradycyjny – jest zdominowana przez mężczyzn, przedstawiona z ich punktu widzenia. To historia wojen, zdobywców, władców i pokojowych traktatów. Nie ma w niej wiele miejsca dla refleksji nad znaczeniem i rolą kobiet. A przecież to na ich wątłe ramiona jakże często zrzucano odpowiedzialność za honor mężczyzn, za losy dynastii i całych narodów… Ileż jeszcze podobnych faktów i niespodzianek mogą skrywać nieprzeanalizowane dotąd przez badaczy listy Jagiellonek - siostry rozrzucone po całej Europie stale z sobą utrzymywały kontakt; zachowało się kilkadziesiąt tomów tej korespondencji!
Zwróćmy wreszcie uwagę na jeszcze jedną bohaterkę, od której Brzezińska rozpoczyna swoje rozważania. Regina – domniemana matka karlicy Dosi – to prawdopodobnie jedyna całkowicie fikcyjna postać literacka w tej książce (nie tyle wydumana, co wydedukowana przez autorkę), a wprowadzona, by ukazać istotę ciasnej i pokrętnej moralności ówczesnego społeczeństwa. Wydaje się, że jej losy miały stać się kontrastem dla obrazu Jagiellonek, ale gdy wnikamy w lekturę przekonamy się, że jej obecność stanowi raczej gorzkie dopełnienie opowieści o królewskich córkach, bo też niejednokrotnie ich dzieje nie były wiele lepsze od doli najnędzniejszej obywatelki Korony… I właśnie to zestawienie przeżyć zwykłej służącej o królewskim imieniu - z faktami z życia królewskich córek – w sposób wymowny i dobitny ilustruje nie tylko ogólną sytuację kobiet w XVI wieku; zdaje się również demonstrować - w jaki sposób Historia generalnie obchodzi się z kobietami...
Za książkę dziękuję Wydawnictwu:
Podczas lektury Córek Wawelu... czytelnik niepostrzeżenie nabiera zaufania do Anny Brzezińskiej i jej opowieści, ponieważ wielokrotnie przekonuje się, że pisarka opiera się na szeroko rozumianej dokumentacji i śladach przeszłości. Czerpie swoją wiedzę z kronik i dworskich annałów, ze wspomnień i pamiętników osobistości związanych z dworem, przede wszystkim z korespondencji (zwłaszcza Jagiellonek), potrafi wykorzystać informacje zawarte w spisach królewskich inwentarzy i przeniknąć atmosferę wawelskiego muzeum. Ale robi też znacznie więcej - sprawia, że do czytelnika zaczynają „przemawiać" wawelskie arrasy, a także portrety i malowidła. Niech o technice pisarki, o jej wyobraźni i talencie przemówi pewien fragment książki...
Izabela Zapolya żegna Siedmiogród, Sandor Wagner źródło
Istnieje pewien obraz namalowany w 1863 roku przez węgierskiego malarza – Sandora Wagnera: Izabela Zapolya żegna Siedmiogród (Węgierskie Muzeum Narodowe). Anna Brzezińska musiała go mieć przed oczami, gdy pisała o Izabeli. Nie umieściła tej ilustracji, a jednak wplotła obraz w sposób literacki do swojej opowieści…
***
"W 1551 roku królowa Izabela, po przegranej batalii o węgierskie dziedzictwo syna i ugodzie z Habsburgami - którą należy nazwać raczej kapitulacją - opuszczała Siedmiogród, żeby osiąść w marnym śląskim księstewku. Zanim na dobre zagłębiła się w góry Mezes, rozkazała zatrzymać powóz. Stanęła pod dębem i patrzyła za siebie na górzystą krainę, którą, jak wówczas sądziła, opuszcza na zawsze. Minęło zaledwie dwanaście lat odkąd wyjechała z Krakowa do nieznanego, dużo od niej starszego mężczyzny, którego poślubiła per procura w katedrze wawelskiej. Ale nie umiała sobie przypomnieć tamtej młodziutkiej, dwudziestoletniej dziewczyny, której przed ołtarzem wsunięto na palec ślubny pierścień. Nie wiedziała, czy to ona sama się tak bardzo zmieniła, czy też świat niepostrzeżenie zestarzał sie wokół niej i spłowiał. Nie płakała. Nie okazywała słabości, kiedy została wdową tuż po narodzinach jedynego syna. Ani kiedy armia turecka podeszła pod Budę i musiała wydać roczne niemowlę w ręce sułtana. Ani potem, kiedy Sulejman wprawdzie oddał jej syna, ale odebrał jej Budę i pod strażą janczarów odesłał wraz z dzieckiem do Siedmiogrodu.
Czasami zazdrościła włościankom, oglądanym z okien zamku w Alba Iulia, swojej wygnańczej, siedmiogrodzkiej stolicy, że mogą się bez wstydu poddawać rozpaczy, krzyczeć, ronić łzy, szarpać włosy. Może znajdowały w tym pociechę, myślała Izabela, kto to wie. Ona miała syna. I krzyżyk, który mały Jan Zygmunt ułamał ukradkiem z korony św. Stefana, insygnium węgierskich królów, zanim ją odesłano Ferdynandowi Habsburgowi.
Stojąc pod samotnym dębem i patrząc na Jana Zygmunta nie czuła ulgi, tylko palący ból w piersi. Przypomniały jej się wszystkie klęski, wszystkie błędy, głupie słowa i lekkomyślne decyzje, które doprowadziły ją do tego zapomnianego miejsca na górskim trakcie"1.
***
1. Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach, Anna Brzezińska, Wyd. Literackie, str. 407/ 408